Tegoroczne Święto Pieczonego Ziemniaka współorganizowały Stowarzyszenie Harcerskie i Klub Turystyczny PTTK Datajana. Taka sytuacja bardzo mi odpowiada – jestem członkiem obydwu tych „ciał”, współpraca mnie – instruktorki SH i mnie – przodowniczki Turystyki Pieszej z „Datajany” układa się dobrze, a impreza w takiej współpracy organizowana staje się na ogół wielopokoleniowa, a więc tym ciekawsza. Tak też było i tym razem. Na start zgłosiły się 4 zuchy i dwóch harcerzy in spe ze Stowarzyszenia Harcerskiego, Ania z Oddziału Warszawskiego PTTK, Agnieszka z Datajany z synkiem podróżującym w wózku i trzy moje kumpelki 18 plus, które nie są ani w SH, ani w PTTK (jeszcze).
Święto tradycyjnie organizuję w październiku, tym razem pod dodatkowym hasłem „Kolej na PTTK” towarzyszącym w roku 2021 imprezom PTTK-owskim. Aby wcielić hasło w życie, w obie strony podróżowaliśmy koleją – co wydłużyło czas przejazdu, ale było też dodatkową atrakcją, zwłaszcza że do Warszawy wiózł nas „piętrus”.
„Moje” zuchy, odpowiednio motywowane, zwykle chętnie zdobywały odznaki turystyki pieszej – „Siedmiomilowe Buty” i popularną, stosownie do wieku.
Wystartowaliśmy z Dworca PKP Piaseczno, ruszyliśmy żółtym szlakiem, który tu się zaczyna. Pierwszy postój wypadł w pięknym i zadbanym (od jakiegoś już czasu) miejscu rekreacyjnym – na Górkach Szymona. Tu rozegraliśmy konkurencję rzutu ziemniakiem do celu i tzw. „one step back”, tzn. podawanie, a później rzucanie ziemniakiem w parach, przy czym po każdym złapaniu powiększa się odległości między partnerami o jeden krok. Ziemniak rzucany w parze Janek – Krystian nieszczęśliwie wylądował na nosie Krystiana, w wyniku czego nos zaczął krwawić i dopiero tampon zastosowany przez „ciotkę” Krystynę (dziękuję!) pomógł w zatrzymaniu krwawienia. Krystian okazał się bardzo dzielny i szybko o swojej przygodzie zapomniał.
Po krótkim odpoczynku ruszyliśmy dalej – ciągle żółtym szlakiem wzdłuż uroczego stawu w kierunku Zalesia Górnego. Wkrótce weszliśmy w las i po krótkim marszu dotarliśmy do terenu rekreacyjnego Zimne Doły. Rozłożyliśmy się w jednej z wiat – większość była zajęta, nie tylko my w sobotę przy pięknej pogodzie wyruszyliśmy w plener J.
Rozpaliliśmy ognisko, wcześniej wykonując kilka kursów po chrust.
Z niecierpliwością czekaliśmy, aż zbierze się wystarczająca ilość żaru, by włożyć ziemniaki. Czas skracaliśmy sobie konkursami: na najdłuższą ziemniaczaną obierkę, na najszybsze przebiegnięcie slalomu między drzewami z ziemniakiem na łyżce bez jego zgubienia, na najładniejszą piosenkę skomponowaną do tekstu o ziemniaku, który otrzymaliśmy na starcie wędrówki. Wreszcie mogliśmy wkładać ziemniaki do żaru, a po upływie – bagatela! – 45 minut wyciągnąć je i sprawdzić, czy się upiekły. Upiekły się i wszystkim bardzo smakowały.
W Zimnych Dołach wszyscy uczestnicy otrzymali pamiątkowe znaczki, a na deser po zjedzeniu ziemniaków – słodkie wafelki. Zwijaliśmy się już z lekkim pośpiechem, aby zdążyć na pociąg do Zalesia Górnego i wrócić na czas. Mimo to zatrzymaliśmy się na chwilę na sesję zdjęciową na jazie na rzeczce Czarnej – miejsce było wyjątkowo urokliwe! Na szczęście zdążyliśmy na właściwy pociąg
i zadowoleni wróciliśmy do Warszawy.
Całą imprezę sfinansował ROHiS –Rządowy Program Wsparcia Rozwoju Organizacji Harcerskich i Skautowych na lata 2018–2030. Dziękujemy!
(relację spisała Anka Mieczyńska-Jerominek)
Galeria zdjęć: