Tegoroczny Rajd „Pro Memoria” był od początku nietypowy…
Po pierwsze – zaplanowałam go w okolicach, których na organizowanych przeze mnie klubowych rajdach (Pro Memoria i Marzanna) jeszcze nie penetrowaliśmy, choć to miejsca niedalekie Warszawy.
Wyruszyliśmy mianowicie w okolice Błonia – do Rezerwatu Wolica i do Rokitna, w perspektywie mając ognisko na miejscu ogniskowym w pobliżu Rezerwatu, przejście do Sanktuarium w Rokitnie, gdzie Msza o 11.30 zamówiona była m.in. w intencji zmarłych Datajańczyków. W pobliżu Sanktuarium miały się odbyć uroczystości zuchowe, co staje się już tradycją rajdów Datajany, a po nich mieliśmy przejść do Błonia, „wyszaleć się” w Parku Bajka, i wrócić pociągiem do Warszawy.
Los ciągle jednak płatał nam figle i krzyżował nasze plany. Zaczęło się od tego, że w e-podróżniku „namierzyłam” niewłaściwą Wolicę i dopiero w kursowym autobusie, dzięki przytomności kierowcy, zorientowaliśmy się, że jedziemy do Wolicy odległej od „naszej” o około 25 km. A było nas 17 osób – jak na rajd „Pro Memoria” liczna grupa. Mimo niedzieli, właściciel prywatnej linii przewozowej szybko, na umówionym przystanku, podstawił drugi autokar, już nie kursowy, i z godzinnym prawie opóźnieniem wylądowaliśmy na planowanym starcie wędrówki – formalnie w miejscowości Józefów nad Utratą. Obeszliśmy Rezerwat Przyrody Wolica, maszerując jego obrzeżami – to niewielki teren (ok. 50 ha), chroniący łęg jesionowo-wiązowy i fragment grądu niskiego w dolinie rzeki Utraty. Ten rodzaj krajobrazu i roślinności stwarza specyficzny, oryginalny klimat, który wszyscy odczuliśmy i który staraliśmy się oddać na zdjęciach.
Na ognisko nie starczyło już czasu – spóźniliśmy się nawet kilka minut na mszę. W tym roku zmarł kolejny Datajańczyk – mój mąż, zwiększając grono turystów z Datajany, wędrujących już po niebieskich szlakach, do sześciu osób. Są to: Tadeusz Siedlecki „Datajan”, założyciel Klubu, zm. 2002, Andrzej Suchcicki „Suchy”, zm. 2005, Waldemar Wandowicz „Dyzio”, zm. 2006, Beata Skrzyńska, zm. 2011, Roger Grosiński, zm. 2015 i Krzysztof Jerominek, zm. 2019.
Jak się okazało, tuż po mszy rozpoczął się koncert rodzinnego tria wiolonczelowego Andrzeja Wróbla, z udziałem jego żony i córki. Andrzeja Wróbla pamiętam z lat 80. poprzedniego wieku, gdy w Teatrze Nowym, w którym wtedy pracowałam, zakładał pod auspicjami Teatru i z inicjatywy jego dyrektora, Bohdana Cybulskiego, zespół instrumentalny muzyki klasycznej „Camerata Vistula”. Chętnie więc i z przyjemnością słuchałam koncertu, był świetny – jednak nie wszystkie zuchy, a i nie wszyscy klubowicze podzielali mój zachwyt; pod ich presją opuściliśmy kościół przed zakończeniem koncertu.
W Wolicy i Rokitnie dołączyło do nas jeszcze trzech klubowiczów – razem było nas już 20 osób! Udaliśmy się nad inną niewielką rzeczkę, płynącą w pobliżu – Mrowną, do miejsca pamięci, a właściwie zbiorowej mogiły 200 (wg niektórych źródeł 750), żołnierzy uczestniczących w krwawej bitwie o Rokitno między wojskami rosyjskimi i niemieckimi w październiku 1914 roku. Na kurhanie ustawione są trzy krzyże – dwa łacińskie, a jeden prawosławny. Tablica na głazie informuje, że wśród swoich żołnierzy spoczywa tu płk Stanisław Różański, dowódca 16. pułku strzelców syberyjskich. Odebrałam tu Obietnicę Zuchową od dwóch chłopców ze swojej gromady; jeden został zuchem ochoczym.
Po uroczystościach wróciliśmy na plebanię – ksiądz proboszcz opowiedział nam o Sanktuarium.
Parafia w Rokitnie jest p.w. Wniebowzięcia Najświętszej Maryi Panny, mieści się tu Sanktuarium Matki Bożej Prymasowskiej Wspomożycielki. Oto fragmenty informacji ze strony ww. parafii:
“Początki kultu cudownego obrazu Maryi, znajdującego się w głównym ołtarzu, sięgają XVII w. Wtedy to została zbudowana murowana świątynia p.w. Św. Jakuba wg projektu Tomasza Belottiego, konsekrowana w 1797. Dzieje świątyni były ściśle związane z dziejami narodu polskiego. Kościół był dwukrotnie niszczony – podczas pierwszej i drugiej wojny światowej, a następnie odbudowywany. Konsekracji świątyni podźwigniętej z ruin dokonywali biskup Stanisław Gall w 1931 oraz Prymas Polski Kardynał Stefan Wyszyński w 1968. Ten drugi nadał jej tytuł Matki Bożej Prymasowskiej Wspomożycielki. Czas zawieruchy wojennej i zniszczenia, w cudowny sposób bez najmniejszych nawet uszkodzeń, przetrwał jedynie cudowny obraz Matki Bożej. Był to znak dla ówczesnej ludności, że to miejsce Maryja sobie wybrała i tu pragnie odbierać cześć. W 1986 Prymas Polski kard. Józef Glemp powierzył opiekę nad świątynią i parafią Zgromadzeniu Zakonnemu Księży Orionistów, podniósł kościół do rangi sanktuarium, a 18 września 2005 koronował obraz Matki Bożej.
Kościół zbudowano w stylu barokowym. We wnętrzu świątyni na szczególną uwagę zasługują: ołtarz główny z cudownym obrazem Matki Bożej, ołtarz św. Wojciecha, ołtarz św. Jakuba, ołtarz Narodzenia Pańskiego, chrzcielnica, ambona, żyrandole oraz organy. W ołtarzu głównym znajduje się relikwiarz z relikwiami Krzyża Świętego. “
Dodajmy, że w Rokitnie przez kilkaset lat istniały dwie parafie i stały dwa kościoły – jeden pw. św. Wojciecha, który przetrwał (jako budowla) do połowy XVIII w., i drugi pw. św. Jakuba Apostoła, na miejscu którego stoi obecny kościół. „Dwa kościoły i dwie parafie obok siebie to rzecz nie spotykana w ówczesnym Kościele polskim, a tłumaczyć ją można jedynie tym, że jedna z parafii była grodowa, a druga wiejska.” (informacja ze strony parafii). Unia kościołów nastąpiła w 1704, kiedy papież Klemens XI wyraził zgodę na połączenie parafii, zniesienie ich kościołów i postawienie w ich miejsce jednego murowanego.
Obecny kościół, dwukrotnie odbudowywany, jest przykładem wspaniałego, jasnego – co rzadkie na Mazowszu i w ogóle w Polsce – baroku. Podczas mszy mogliśmy podziwiać, odsłaniany w niedziele i podczas szczególnych uroczystości – cudowny obraz Matki Bożej.
Po łyknięciu porządnej dawki wiedzy wyruszyliśmy do Błonia. Szczęśliwie po drodze, w okolicy torów kolejowych, na zapleczu osiedla, znaleźliśmy odpowiednie miejsce na ognisko. Z przyjemnością zjedliśmy opiekane w ogniu kiełbaski, pieczywo, a nawet kawałki cukinii.
A potem szybkim marszem udaliśmy się do wytęsknionego przez zuchy Parku Bajka – olbrzymiego terenu rekreacyjnego z różnymi atrakcjami. Pożegnała się tu z nami ekipa Datajańczyków, a zuchy rozbiegły się, złaknione mocnych, ale przyjemnych wrażeń.
Miały na te doznania czas godziny lekcyjnej; potem zaczęliśmy się zbierać, aby zdążyć na pociąg. No i co? No i oczywiście nie zdążyliśmy – spóźniliśmy się bardzo niewiele, jakieś dwie minuty. Tego dnia jednak nic już nie było w stanie wyprowadzić mnie z równowagi – godzinę oczekiwania na kolejny pociąg spędziliśmy, grając w „poszedł Marek na jarmarek” i w „słówka”. Chcecie się dowiedzieć, co to za gry? Zapraszamy na kolejny rajd z Datajaną, zagramy w nie, nawet, jeżeli nie spóźnimy się na pociąg…
Anka Mieczyńska-Jerominek, organizatorka Rajdu