Rajdy Marzanna organizuję od wielu lat, przede wszystkim dla zuchów, ale imprezy są adresowane do wszystkich chętnych – tych, którzy są przekonani, że nasi pogańscy przodkowie odkryli skuteczny sposób na ostateczne przegonienie zimy i przygotowanie przyjścia wiosny. Pogański obrzęd, jak wiele innych, próbowało potem adoptować chrześcijaństwo, zastępując Marzannę kukłą Judasza, ale nie bardzo się to przyjęło.
Marzanna, w węższym rozumieniu tego obrzędu, symbolizowała zimę, której należało się pozbyć, aby przygotować przyjście wiosny i zapewnić urodzaj. Po utopieniu (czasem poprzedzonym spaleniem) kukły, wprowadzano gaik (na Śląsku zwany „latkiem”) – symbol wiosny i rozkwitającej przyrody.
Szersze interpretacje mówią o Marzannie jako bogini symbolizującej nie tylko zimę i śmierć, ale także odradzanie się – podobnie jak w przypadku greckiej Demeter i jej córki Persefony, która wiosną opuszczała Hades, by pół roku spędzić z matką na ziemi.
Na rajdach Marzanna zależy nam jednak przed wszystkim na symbolicznym przegonieniu zimy, poszukiwaniu oznak rodzącej się wiosny, przejściu paru kilometrów poza miejskim terenem, aktywnym wypoczynku i dobrej zabawie.
Tak też było i w tym roku. Na starcie stawiło się 9 osób i jeden pies, a właściwie suka Fifi; 10 uczestnik dosiadł się do pociągu w Żyrardowie, bo tam mieszka. Był wśród nas 1 zuch z „Obrońców Atlantydy”, 1 zuchenka ze „Strażniczek Wielkiej Tajemnicy” z mamą, 3 harcerzy z 281-9 WDH-y „Żbik” (w tym dwa moje byłe zuchy z gromady „Przyjaciół Małego Księcia”), 1 funkcyjny z 1 Wareckiej DH „Szturm”, dla którego udział w rajdzie w roli kadry był spełnieniem jednego z wymagań na stopień, wreszcie 2 zapalone wędrowniczki w wieku post-harcerskim i ja – w wieku dawno post-harcerskim, ale jednak czynna instruktorka Stowarzyszenia Harcerskiego i przodowniczka TP (turystyki pieszej), z Oddziału Warszawskiego PTTK i KT PTTK Datajana. Nie stawili się, niestety, Ukraińcy, którzy wcześniej deklarowali swój udział.
Po wyeksploatowaniu w poprzednich kilku latach tras nad Świdrem, Mienią, zbiornikami wodnymi w Zalesiu a nawet rozlewiska Wisły w Jabłonnie, zaproponowałam w tym roku wypad nad Rawkę. Nieco dalej od Warszawy, ale trasa urokliwa, prowadząca w znacznej części przez Bolimowski Park Krajobrazowy, w szczególności przez Rezerwat „Rzeka Rawki”. Na tej trasie odbywała się już Marzanna w 2018; jak się okazało, oprócz mnie jeden z harcerzy uczestniczył wtedy w tej imprezie. Nie zraziła nas powtórka; zwłaszcza że w tym roku przyroda już się przebudziła, a temperatura była prawdziwie wiosenna, podczas gdy pięć lat temu wędrowaliśmy przez zimowy krajobraz, leżący śnieg i przy temperaturze bliskiej zera.
Ze stacji Skierniewice – Rawka wyruszyliśmy najpierw wzdłuż torów, aby obejrzeć „Wodospad pod Torami”, a potem wzdłuż Rawki wyruszyliśmy na północ, docierając do mostu w Rudzie, przy którym jeszcze pięć lat temu stał zabytkowy drewniany młyn (wg źródeł z 1915 lub1923 roku). Niestety, spłonął dwa lata temu, zostały po nim tylko murowane fundamenty i resztki urządzeń, walające się w rzece.
Odbiliśmy tu od Rawki, aby wejść na zielony szlak, prowadzący ze stacji PKP w Rawce aż do Radziejowic. Chodnikiem i asfaltówką powiódł nas między osiedlową zabudową na północ w kierunku Bud Grabskich. Nie pominęliśmy kolejnej atrakcji – kładki dla pieszych z metalowej, niezbyt szerokiej szyny, niestety – bez poręczy, co sprawiło, że tylko nieliczni z nas spróbowali nią przejść na drugą stronę – i wrócić! Na szczęście nie było strat w ludziach.
Zielonym szlakiem dotarliśmy do Mostu Kopersztajna – nie udało mi się nigdzie znaleźć wyjaśnienia tej nazwy, nawet miejscowi mieszkańcy nie umieli udzielić informacji. Stąd ekipa harcerskich zwiadowców wyruszyła na zachód, docierając do kapliczki i stojącej obok tablicy z informacją o puszczańskich osadnikach, tzw. „budnikach”, którzy na tych terenach pojawili się w XVIII wieku.
Budnicy byli ludźmi wolnymi. Żyli w lesie i z lasu. Zajmowali się wyrębem lasu i przerobem drewna na popiół, potaż, smołę, dziegieć, terpentynę, kalafonię, garbniki, węgiel drzewny i dziesiątki innych produktów, niezbędnych ówczesnej gospodarce. Zamieszkiwali „budy” – prowizoryczne kurne chaty, częściowo zagłębione w ziemi. W ciągłym poszukiwaniu surowca przenosili się z miejsca na miejsce, pozostawiając za sobą połacie wyrąbanego lasu. Nie wiadomo, kiedy pojawili się w Puszczy, zapewne bardzo dawno. (https://parkilodzkie.pl/bpk/przyroda/polany-puszczy-bolimowskiej)
Zwiadowcy wyruszyli jeszcze dalej – obejrzeli krzyż z lufy armatniej w Budach Grabskich.
Jego podstawą jest postawiona pionowo, pięknie zachowana lufa armaty z zamkiem! Krzyż z figurą Pana Jezusa obsadzono w otworze wylotowym niemieckiego działa kalibru 88 mm, słynnej osiemdziesiątki ósemki, jednej z najskuteczniejszych broni II wojny światowej. W miejscu, gdzie stoi, zimą 1945 r. znajdowało się stanowisko niemieckiej artylerii. O świcie 17 stycznia owego roku radziecki czołg zniszczył niemieckie działo. Mieszkańcy Bud wydobyli z wraku lufę i wznieśli przydrożny krzyż.
(http://www.polskaniezwykla.pl/web/place/17911,budy-grabskie-krzyz-z-lufy-armatniej.html)
Nie nudziliśmy się, czekając na powrót zwiadowców – do rzeki tuż przy moście weszła kilkunastoosobowa ekipa morsów, a my obserwowaliśmy ich wyczyny, ciesząc się w duchu, że to nie my jesteśmy w wodzie…
Po powrocie zwiadowców i wysłuchaniu ich relacji przeszliśmy na drugą stronę mostu i znaleźliśmy dogodne miejsce ogniskowe. Podczas wyprawy po chrust natknęliśmy się na ślady działalności bobrów, starannie je obfotografowaliśmy. Po nasyceniu się upieczonymi w ognisku kiełbaskami, bułkami, bananami przystąpiliśmy do budowy Marzanny. Postanowiliśmy przygotować wspólnymi siłami jedną, okazałą. Tak też zrobiliśmy, gotowej Marzannie zaśpiewaliśmy „Kłaniała się Marzanka Teresce…” i „Już ozimina szumieć zaczyna..” i wyruszyliśmy na most, skąd płonącą Marzannę wrzuciliśmy do rzeki. Szparko ruszyła w kierunku morza.
Nas czekała jeszcze wędrówka przez las najpierw zielonym, a potem żółtym szlakiem (nie ma go w aplikacji PTTK „Szlaki Mazowsza” zapewne dlatego, że to województwo łódzkie). Przystanęliśmy, by podziwiać z kładki Rawkę płynącą tu dnem pięknego jaru.
Zatrzymaliśmy się, by przyznać sobie pamiątkowe znaczki i turystyczne gadżety w nagrodę za przegonienie zimy. Odbiliśmy na zachód, by przez znany już most z pozostałościami starego młyna wrócić na zielony szlak i dojść nim do stacji – domykając „ósemkę”, którą wiodła nas trasa rajdu. Z poczuciem satysfakcji z dobrze wykonanego zadania i przekonaniem, że zima ustąpiła – wróciliśmy pociągiem do Warszawy
Anka Mieczyńska-Jerominek
A tu parę fotek: https://photos.app.goo.gl/5ap9ckvfRRRj7c757